Postanowiłem oddać swój „głos otwarty” na blogu w dyskusji, która równolegle toczy się na jednej z grup Facebooka, na temat słuszności i bezzasadności niektórych terminów użytych w riderach technicznych.
Jeżeli ktoś jeszcze nie spotkał się z tym pojęciem, służę wyjaśnieniem, że jest to dokument sporządzony przez artystę, w którym on i jego sztab techniczny określają
wymagania oraz zestaw urządzeń potrzebnych do wykonania show na najwyższym poziomie.
Jeżeli artysta potrzebuje nagłośnienia (w operze śpiewak operowy nie potrzebuje), musi wpisać jakie nagłośnienie i jak duże (moc, ilość głośników itd…) jest mu potrzebne.
Jeżeli artysta potrzebuje oświetlenia scenicznego, musi to zapisać razem z wyszczególnieniem ile i jakich urządzeń oczekuje (recytowany wieczór poezji w ciemnościach przy świecach nie wymaga oświetlenia scenicznego, lecz tylko oświetlenia technicznego na czas wejścia i wyjścia publiczności).
Podzielony jest zwykle na 3-5 działów – najczęściej : Dźwięk/Światło/Scena, czasem dochodzą działy pirotechnika, multimedia oraz różne inne warunki dotyczące wystroju i zawartości garderoby, cateringu i alkoholu (taaaak, nie jest to dziwne w dzisiejszych czasach, że artysta zarabiający 30 tyś złotych za koncert, ciągle wymaga od organizatora określonego gatunku whiskey w garderobie ).
Pracowałem jako realizator firmowy przez kilka lat, potem kilka lat jako freelancer, również jako realizator zespołów, teraz jestem głównie szefem i realizatorem własnego zespołu (czyli dbam o swój kawałek chleba).
W każdej z tych funkcji spotykałem się z rożnymi śmiesznościami z riderów, aż wreszcie przestało mi być do śmiechu, kiedy przyszło mi dbać o „poziom artystyczny” własnego projektu muzycznego.
Czym jest dla mnie rider (myśl ogólna w dyskusji) ?
Jest on informacją dla organizatora jakich rzeczy i warunków POTRZEBUJĘ (zatem i wymagam), aby mój koncert odbył się na zadowalającym poziomie – zadowalającym publiczność w pierwszej kolejności, a potem dopiero nas artystów.
Za granie muzyki dostajemy kasę. Gdyby chodziło o zadowolenie tylko artysty, to 100% koncertów machnął bym ręką, wziął kasę i pojechał do domu zadowolony z zarobionej dniówki.
Ponieważ gramy dla ludzi, chcemy żeby to oni byli zadowoleni….i tu zaczyna się pod górkę.
Kilka razy odpuściliśmy rożne ważne warunki z ridera, po usilnych rozpaczliwych prośbach……ZAWSZE dostaliśmy w twarz od widzów naszą dobrocią względem organizatora czy biadolącej firmy nagłośnieniowej.
Usłyszeliśmy, że no……jeszcze musimy trochę pograć, żeby obyć się ze sceną, a to, że to wszystko nie brzmi jeszcze tak jak powinno i trzeba zainwestować w lepsze instrumenty, ale że potencjał mamy, albo że show mało ciekawe bo niewiele się w nim dzieje a sama muzyka nie wystarczy w dzisiejszych czasach.
Koncerty w następnym dniu w ramach innej już imprezy, w których wszystko było na tip top z riderem (scena odpowiedniej wielkości, ekran multimedialny za plecami artystów, odpowiednie nagłośnienie i oświetlenie i konferansjer – profesjonalista), kończyły się owacjami publiczności na stojąco i rezerwacją kolejnych terminów przez zachwyconych ludzi z publiczności, a ci sami organizatorzy rok później dzwonią do nas z pytaniem czy w tym roku również wystąpimy………to samo show, te same instrumenty, ten sam muzyk i realizator, kilkadziesiąt godzin później – jedyna różnica to stan sprzętu spełniający rider.
Wiele mam wątpliwości jak napisać rider sensowny pod względem potrzeb mojego zespołu.
Ogólnie wiem czego oczekuję i co potrzebuję, jednak…..
Wpisanie ciśnienia dźwięku jest bezsensowne, bo można użyć ekwiwalentu pomiaru C/A. Jak zapiszesz A, to dostaniesz górki bez basów i będzie się zgadzało….i o co pretensje.
Jak zapiszesz C, to złośliwie Ci stacka przesuną bliżej, żeby się zgdzało i takie tam.
Jak wpiszesz głośniki 15″ to się rzucają, ze mają 12″ i subbas i to przecież lepsze nawet….i tak w kółko……
Po prostu trzeba wpisać jakiś sensowny zestaw wymagań, a czy zostaną one spełnione i tak nie mam na to wpływu, niestety.
Historyjka 1
Kilka miesięcy temu grałem sztukę w hotelu – obsługa powiedziała, że ma „duże profesjonalne głośniki LDM” i jak nam nie pasują to musimy sobie przywieźć swoje.
Impreza dla stałego klienta/firmy, który wynajął ten hotel na własny event razem z całą jego infrastrukturą, dobrze płacił i zawsze bez problemu, więc i my nie chcemy robić problemów……..
Na miejscu okazało się, że LDM-y są, ale nie ma do nich wzmacniacza i musimy grać na sufitowym sprzęcie, albo jechać z powrotem 400 km do domu bez zapłaty za koncert, z kosztami paliwa i dodatkowo zostawić w d…. firmę, która zamówiła nas i ich gości z innych firm…..co ich to interesuje, że hotel zrobił nas w konia, skoro oni wydali kilkadziesiąt czy kilkaset tysięcy na organizację tej całej imprezy…..ostatecznie to zespół wyjdzie na problematyczny, a nie hotel, który nie spełnił naszych oczekiwań/wymagań technicznych.
Chyba nie muszę komentować, jak to wyszło……
Historyjka 2
Kilka tygodni temu grałem w dużej sali, bo organizator miał swoje założenia względem tej imprezy i chociaż miejsce nie sprzyja koncertom i on sam został wciągnięty w pewien splot niewyjaśnionych układów i układzików, trzeba było się zgodzić na to co tam wisi, ponieważ nie było możliwości wynająć dodatkowej firmy nagłośnieniowej w związku z przepisami bezpieczeństwa itd…..trzeba było się wpiąć w to co było na miejscu.
Brzmiało to średnio, więc znowu komentarze typu „wróżę wam za jakiś czas super karierę”…..oczywiście za jakiś czas, bo na razie zespół jeszcze musimy ograć się na scenie, kupić lepsze instrumenty i w ogóle……
Kiedy zaczynaliśmy naszą przygodę z zespołem i nie było jeszcze ridera technicznego (myślałem, ze skoro zespół mały i niewiele wymagamy, więc po co pisać gwiazdorskie elaboraty), wtedy tępi kolesie z jednego z domu kultury w Chorzowie argumentowali mi ustawienie stacka FOH z boku sceny za głośnikami swoim 20-sto letnim stażem pracy jako akustyk domu kultury i nie widzi żadnego problemu w realizowaniu koncertu z pozycji realizatora monitorowego…..dyskusja odbyła się tak absurdalna, że po prostu „Miś” Barei przy tym to pikuś.
Dziś pierwszą rzeczą w ramach formalności jest wysłanie do organizatora ridera jako załącznika do umowy, którą podpisuje manager zespołu i tu zabawa się kończy, ponieważ kary umowne zaczynają już same z siebie porządkować sytuację, bez głupich dyskusji z „firmami nagłośnieniowymi”, jakie miały miejsce, kiedy tego dokumentu jeszcze nie było.
Niestety wciąż zdarzają się sytuacje jak ta niedawno, gdzie goście z firmy nagłośnieniowej kazali nam przywieźć sobie multicore, jeżeli chcę mieć mikser przed głośnikami na widowni, bo oni nie potrzebują go na czas tej imprezy, a dla nas specjalnie nie będą go ściągać z innej firmy…..bo oni nie mają.
W dniu koncertu bezczelnie zapytali nas gdzie mamy tą dymiarkę, bo oni nie mają i jeżeli mamy wpisaną w rider to myśleli, że ją sobie przywieziemy….
Jak mówił Forrest Gump : „….czasami po prostu brakuje kamieni…”
Podsumowując – zbyt dużo jest w naszej branży koncertowej cwaniaków, którzy robią wszystko, żeby załgać organizatora, aby go wynajął, zaniżając jak się da stawkę za technikę, potwierdzają jednocześnie, że mogą wykonać koncert XY, a potem łgają zespołowi, że organizator sknera nie ma budżetu, że za te pieniądze które on dostaje „…to se mam przywieźć wszystko co potrzebuje, albo brać co on ma i co mi da i nie gwiazdorzyć”.
Wtedy pozostają telefony do organizatora, który w 99% nie ma pojęcia o cwaniaku z nagłośnienia i jest święcie przekonany, że wynajął profesjonalną firmę dla profesjonalnego zespołu…
….więc dopiero naciski spełnienia punktów A,B,C ridera, który jest załącznikiem do umowy cywilnej, powodują dopięcie potrzeb zespołu i koncert zaczyna brzmieć wyglądać i dawać emocje widzom takie, jakie mają zostać wywołane w odbiorcy.
A żeby te zapisy zostały spełnione, muszą być zapisane w umowie, w bardziej lub mniej sensowny sposób, ale zapisane czy to w korespondencji czy w umowie prawnej.
Gdyby zrezygnować z tych zapisów, które są nieprecyzyjne i jednoznacznie nie można ich określić, to w istocie niewielu rzeczy mógłbym wymagać i sam musiał bym przywozić całą technikę na koncert w razie, gdyby firma nie miała czegoś takiego jak dymiarka czy pyta (oczywista oczywistość, widać nie dla wszystkich).
Jeżeli zaś miałbym precyzyjnie określić niektóre parametry, to z 1-2 stron zrobi się 15 albo i 30 stron ze wzorami i warunkami i różnymi wyjątkami od normy i jeszcze z nawiązaniami do norm polskich i rozporządzeń………nikt z organizatorów nie potraktuje tego poważnie, a w obawie przed problemami po prostu przestajesz być wynajmowany, bo skoro problem jest od początku, to lepiej wziąć mniej problematyczny zespół…
Możemy sobie tu i tam pogaduszyć na temat „śmieszne/nie śmieszne w riderach polskiej sceny muzycznej”, ale czepianie się wszystkich mniej lub bardziej precyzyjnych zapisów w riderze niewiele wnosi.
Nie można już prościej i sensowniej napisać np. o potrzebnej mocy niż XYdB na FOH-u, mając świadomość, że można to obejść na milion sposobów na czele z wymogami certyfikowanego systemu pomiarowego, którego przecież żaden realizator zespołowy nie wozi ze sobą (SMAART nie jest takim systemem, dopóki nie zostanie skalibrowany każdy jego element względem wzorca – zarówno mikrofon pomiarowy, kabel jak i karta dźwiękowa. Jeżeli jeszcze ktoś nie słyszał o wymaganej kalibracji, to właśnie się dowiedział).
Pozostaje napisać rider, załączyć go do umowy koncertowej i negocjować odstępstwa, jeżeli ktoś uzasadni sensownie dlaczego parametru B,C czy F nie da się spełnić na tej imprezie w tym pomieszczeniu.
Przecież wiadomo, że nie użyję 105 dB SPL na koncercie dla małych dzieci w wieku 3-5 lat, albo że będę na środku idealnie w osi głośników na murawie boiska w trakcie meczu piłkarskiego….
AMEN
P.S.
Jeżeli interesz się tematami realizacji dźwięku i techniki scenicznej, zachęcam Cię do nabycia mojego Praktycznego Kursu Realizacji Dźwięku w formie wykładów online, z nieograniczoną ilością odtworzeń, dostępem 24h/7dni/365 – oglądasz kiedy chcesz i jak chcesz.
Ponad 15 godzin wykładów, analiz i case study.
Analizujemy kilka riderów i tłumaczę krok po kroku co powinno się w nim znaleźć i jak potem to wpływa na odbiór przez ekipę techniczną przygotowującą nasz koncert.
Jak mówi przysłowie „każda pliszka swój ogonek chwali” , ale serio, chciałbym mieć taki kurs kiedy zaczynałem swoją drogę z realizacją…zaoszczędził by mi wieeeeele stresu, siwych włosów, dziesiątki tysięcy złotych wydane na wieloletnią edukację i tysiące dupo-godzin przeszukiwania materiałów z wiedzą z różnych książek i tysięcy kilometrów przejechanych na szkolenia w róznych miastach, a nawet w innych krajach 🙂
Możesz to mieć za ułamek kwoty jaką sam wydałem na własną edukację.
Więcej szczegółów znajdziesz w linku poniżej :
https://lukaszsitek.pl/kursonline
Rider to krok realizatora zespołu w stronę firmy wykonującej dźwięk/światło i jest to bardzo wygodne rozwiązanie. Myślę jednak, że firma po otrzymaniu ridera powinna obowiązkowo zadzwonić do realizatora zespołu i powiedzieć, jakiego sprzętu użyją i jak będzie wyglądała cała impreza od strony technicznej. Niestety nie wszystkie firmy dzwonią. Szkoda, bo kontakt telefoniczny daje dużo więcej niż nawet najlepszy wysłany rider, lecz… nieprzeczytany.
Znajomy robił taki zabieg, że wpisywał mikrofon po symbolu, którego nigdy nie wyprodukowano….powiedzmy: Shure ST 317C ….no i czekał….
Jak ktoś zadzwonił co to za mikrofon i jak go ściągnąć dla niego, to się śmiał, że teraz jest pewny, że przeczytali rider 🙂
Kochani takie rzeczy są w wszędzie, niby nie potrzebne, a jakaś instytucja tego od nas wymaga. Nie da się uciec. Niestety. Tak jak lekarze, więcej czasu muszą uzupełniać dokumenty niż poświęcić pacjentowi.