Niestety zawsze winny akustyk….(albo świetlik, zależnie od nastroju)
Jak donosi dziś portal „Teraz Rock”, branżę show-biznesu obiegła informacja, że na podstawie wyroku sądu, w Finlandii publiczność będzie mogła starać się o rekompensatę za kiepskiej jakości koncert.
Kiedy artysta wykona swoje show na poziomie niższym niż spodziewany, wtedy słuchacze mają prawo zaskarżyć organizatora oraz otrzymać zwrot całości lub części pieniędzy wydanych na bilet.
Na szczęście dotyczy to tylko Finlandii, a nie całej UE.
Dlaczego się tym przejmuję ?
Każdy kto miał dłużej do czynienia z branżą koncertową doskonale odczuł na własnej skórze, że najłatwiejszym wytłumaczeniem artysty za słaby występ jest zrzucenie winy na nagłośnienie lub oświetlenie.
Kilka dni temu krążył na Facebooku film, jak raper przerywa koncert, ponieważ realizator „nie trafił” w niego wiązką świetlną, w rzekomo ustalony punkt. Przez mikrofon publicznie padają obelgi, choć każdy nawet mniej rozgarnięty początkujący technik wie doskonale, że pozycja ustalona i zapisana nie może się „od tak” zmienić, konsola świetlna czy dźwiękowa to kalkulator, który zawsze pokaże taki sam wynik działania matematycznego.
Jedyną zmienną jest tu artysta, któremu się wydaje, że miał stanąć tu, a nagle okazało się, że miał stać gdzieś indziej…..
Lat temu parę, miałem okazję uczestniczyć w farsie, kiedy aktor w trakcie próby do musicalu zatrzymał całą orkiestrę i powiedział, że chce rozpocząć utwór jeszcze raz, bo nie usłyszał jakiejś partii keyboardu, która była kluczowa dla jego prawidłowego „wstrzelenia” się tekstem w melodię.
Wszystkie oczy nagle skierowane na mnie, no bo skoro aktor nie słyszał, to „akustyk” spieprzył.
Zaczynam zatem wypytywać, który to instrument nie był słyszalny?
Aktor nie wie, nie jest w stanie sprecyzować, ale to musi zagrać, bo inaczej nie będzie dalej śpiewał.
Problem w tym, że ja nie mogę dać do odsłuchu więcej czegoś, jeżeli nie wiem co mam dodać, a próbowanie na ślepo 48-u różnych kanałów skończy się rozstrojeniem wypracowanego przez ostatnie 2 godziny miksu monitorowego (mikser analogowy) i afera rozpocznie się na skalę całego zespołu artystycznego, nie tylko tego jednego niezadowolonego, ale niezwykle ważnego malkontenta. Atmosfera robi się nerwowa, wszyscy oczywiście mają pretensje do mnie i drugiego realizatora.
Próbuję usilnie dojść do tego, który to instrument nie był słyszalny.
Tymczasem dyrygent przegląda uważnie partyturę i dociera do nas informacja, że tu nie gają żadne klawisze, ani fortepian, ani keyboard ani syntezator, więc nie ma możliwości, żeby kiedyś usłyszał i zapamiętał coś, co nigdy tu grane nie było, zapisane są jedynie partie smyczków i dętych drewnianych.
Aktor zaczyna spierać się z dyrygentem, absurd sięga zenitu, kiedy aktor wie lepiej, bo pamięta dokładnie urojone w głowie dźwięki tajemniczego syntezatora, a to profesor zwyczajny akademii muzycznej jest w błędzie, chociaż dyryguje z oryginalnej partytury wykupionej na licencji z zagranicy i nie ma prawa zmieniać nawet jednej nutki w musicalu.
W końcu dyrygent prosi pianistę, żeby „coś tam jakiś rozłożony akord mu zagrał” i próba rusza dalej, bo aktor wreszcie dopiął swego.
Nie ma sensu szerzej komentować tego wydarzenia, pokazało mi jedynie z jaką obsceną przyjdzie mi czasem spotkać się w późniejszych latach pracy zawodowej.
Na szczęście dla mnie takie sytuacje to tylko perełki, które mogę opowiedzieć Wam i moim wnukom przy ognisku, ponieważ…….wszelkie niedociągnięcia techniczne czy artystyczne nie podlegają ( jeszcze? ) zaskarżeniu.
Pretensje, że głośniej słychać tupanie dzieci niż ich śpiew albo że za dobrze słychać rozstrojoną gitarę na tle zespołu i czemu ją tak dobrze słychać….zawsze kończyły się na moich uszach – wleciało jednym, wyleciało drugim.
Kiedy zacznie się proces zwracania pieniędzy niezadowolonym słuchaczom, organizator będzie chciał znaleźć winnego i wywalczyć z nim w sądzie odszkodowanie za poniesione straty.
Tak dzieje się w „normalnych” branżach.
Właściciele dużych firm ubezpieczają swoją działalność i pokrywają straty z odszkodowania, ale Ci mali wolą liczyć na łut szczęścia, a kiedy przychodzi kryzys, za wszelką cenę próbują znaleźć winnego i od niego żądają rekompensaty w sądzie.
Kiedy ten zwyczaj dosięgnie branżę rozrywkową i zacznie być powszechnie stosowany, przyjdzie pora na zmianę zawodu.
Wydaje się, że praca z profesjonalnymi zespołami coś gwarantuje, jakiś tam poziom wykonawczy i spokój, że wszystko mamy pod kontrolą…..uwierzcie mi, że tak nie jest. Dopóki jest dobrze, jesteś trybikiem w maszynie, Twoje zasługi nie są zauważane, artysta schodzi ze sceny zadowolony nawet nie dziękując Ci za wykonaną pracę (najczęściej, bywają oczywiście wyjątki od reguły).
Kiedy tylko coś nie gra, po kilku latach wzorowej pracy możesz pożegnać się z robotą.
Czasami rzeczywiście jesteś za to odpowiedzialny, a czasami jesteś kozłem ofiarnym.
Jedna z sytuacji, kiedy stałem się kozłem ofiarnym to duży prestiżowy koncert z „półplaybackiem instrumentalnym”, gdzie artysta zażądał ode mnie dodania werbla do odsłuchu.
Tłumaczenia nie trafiały, gwiazda nie potrafiła zrozumieć, dlaczego z miksu CD nie można wyłuskać werbla i dać go więcej do odsłuchu niż pozostałych instrumentów, przecież na każdym koncercie zawsze to robiłem.
W tym dniu miałem dużo szczęścia.
Manager stanął w mojej obronie i jakoś „załagodził” spór, ale było blisko zwolnienia mnie, choć byłem tylko przysłowiowym chłopcem do bicia.
Jeżeli jeszcze nie masz takich doświadczeń, musisz się na nie przygotować, bo takie sytuacje się zdarzają, a artysta za wszelką cenę będzie bronił swojej idealności, cudowności i bezbłędności przed organizatorem, nawet kosztem zrzucenia winy na Ciebie i zwolnienia Cię, bo w grę wchodzą pieniądze…..duże pieniądze……kilkadziesiąt tysięcy złotych za każdy koncert i miliony w skali roku.
Za takie pieniądze w „ciemnych interesach” giną ludzie odpowiedzialni za stratę.
My na szczęście tylko wysłuchujemy obelg ciskanych w nas publicznie przez mikrofon i czasem tylko wylatujemy z roboty 🙂
I tym optymistycznym akcentem zakończę dzisiejszy wpis.
Darz Bór Panie i Panowie !
A ja już myślałem, że tylko te pseudo zespoły i pseudo wokaliści z pipidowa dolnego tak marudzą, ale na to wychodzi że się myliłem
Pewnie co człowiek to inne doświadczenia. Sporo gwiazd przechodzi ten etap rozwoju i rzeczywiście show całe zyskuje dzięki współpracy z artystą zawodowych techników, ale są też gwiazdy i gwiazdeczki, którym bardziej zależy na artykule na Pudelku niż na profesjonalnym show na wysokim poziomie artystycznym.
A skoro jest w mediach to gra i śpiewa i co tam jeszcze potrafi… i kosi hajsy za szmirę, ciągle zdarzają się takie przypadkowe, jedno sezonowe celebryckie „gwiazdy estrady”.
Na szczęście niewiele jest takich osób, zdecydowana większość z którymi miałem okazję się zetknąć to artyści przez duże A, bez względu na to czy lubię ich muzykę czy nie.
No tak jak zwykle i standardowo ”artyści” zawsze ważni a my ludzie techniki w cieniu nie doceniani …
Świetny artykuł.
Pozdrawiam
Tak już jest, nie przeszkadza mi, że jesteśmy w cieniu, ale bardzo przeszkadza mi i chyba dość dobrze to wyartykułowałem na końcu wpisu, że po setkach świetnych koncertów jedna wpadka decyduje o Twoim zwolnieniu. Tak jakby te wcześniejsze nie miały znaczenia….to jest smutne.
Nie zostaje nic innego jak tylko się z tym pogodzić.
„Jak saper, ino roz sie myli, a jak sie pomylisz to popieł z ciebie łostanie” 🙂
Pracuję już kilka lat w tej branży i jak dotąd nie miałem styczności z „Panem Akustykiem”, ba nawet kilku chciało się czegoś nauczyć i dowiedzieć od nas. Jednak najgorzej zawsze wspominam współpracę z gwiazdeczkami pop i gwiazdami które kiedyś były bardzo popularne a teraz grają po małych imprezach. Oni często tworzą najwięcej problemów. A nawiązując do sytuacji z aktorem to miałem taką przygodę kiedy zespół który nic nie wiedział o nagłośnieniu powiedział mi że nie zagra na sprzęcie który ma mniej niż 10kW na stronę… Można dodać że był to mały koncercik przewidziany dla nie więcej niż 100 studentów z okazji otrzęsin.
Od czasu, gdy na inlayu płyty Chemical Brothers zobaczyłem na liście zespołu, oprócz instrumentalistów również akustyka, zrozumiałem że to nie tylko moje mrzonki, by taka osoba była integralną częścią zjawiska, jakim jest utwór muzyczny i by była właściwie doceniana.