Kontynuujemy rozmyślania o skutecznym transporcie bałaganerii koncertowej małego zespołu eventowego.
Jeżeli nie czytałeś części pierwszej, warto do niej zajrzeć TU
Wybieramy mikser rackowy
W zależności od tego jak bardzo skomplikowany system nagłośnienia będziesz obsługiwał, tak skomplikowany mikser będzie Ci potrzebny.
Osobiście obsługuję duet smyczkowy z podkładami, plus mikrofon na kablu do konferansjerki między utworami.
W moim przypadku w zupełności wystarcza mi mikser Behringer XR12.
Posiada on zaledwie 4 preampy mikrofonowe, ale za to sporo wejść liniowych.
Kolejne większe modele (XR 16, XR 18) mają ich odpowiednio więcej.
Przy wyborze pamietaj też, że zasilanie phantom +48V można podać tylko po XLR-ach, więc jeżeli używasz DI-BOXÓW aktywnych, będziesz potrzebował preampy na pokładzie w odpowiednio większej ilości.
Najważniejsze tory – instrumentalne obsługiwane są u mnie przez wejścia liniowe, bo sygnał poziomem liniowym wychodzi z odbiorników bezprzewodowych Shure QLXD.
Natomiast mikrofon artysty wpięty jest w wejście mikrofonowe i używam preampu Behringera.
Nie chcę tu rozpoczynać całej wojny czy Behringer robi dobre czy złe preampy i kto na tym gra, a kto nie zagra na takim mikserze…powiem tylko, że mój zespół występował na przeróżnych nagłośnieniach, od słupków BOSE na imprezach dla 30 osób, po Stadion Narodowy czy Spodek, gdzie wisiały potężne grona systemów JBL VTX czy L-acoustics K1/K2.
Nigdy nie stwierdziłem, że jakość Behringera jest zbyt niska, żebym nie był zadowolony z jakości dźwięku naszego show.
Behringer XR 12, 16 czy 18 nie mają kilku opcji, które mogą Wam być potrzebne przy większych instalacjach.
Na przykład nie mają opóźnień na szynach wyjściowych, przez co nie zrobicie „po bożemu” stref nagłośnienia zgodnie ze sztuką z samego miksera…wtedy trzeba używać dodatkowego procesora głośnikowego.
Mamy też tylko 4 efekty, ale za to można TAP delay-e nabijać każdy osobno, a nie z jednego globalnego TAP-a, co dla mnie było ogromnym zaskoczeniem „na plus” w tak tanim mikserze.
Behringer ma swoją appkę na iPada i Androida oraz na PC i Mac.
Jeżeli XR będzie zbyt ograniczony, to mamy kolejną wersję, czyli Behringer X32 Rack.
To jest wersja miksera również w formie kostki do montażu w mobilnym case.
Cała obsługa właściwie nie różni się zbytnio od XR-a, więc nie czas i miejsce rozpisywać się o tym urządzeniu.
Oczywiście konkurencja również oferuje podobne produkty, największym konkurentem Behringera jest Soundcraft Ui. Rackowy mikser z podobną funkcjonalnością.
Dla mnie plusem ujemnym było sterowanie Ui za pomocą przeglądarki internetowej.
Koledzy mówili, ze to plus dodatni, bo można tym sterować na wszystkim, na czym działa dowolna przeglądarka internetowa, pewnie nawet z telewizora czy lodówki można by było… jednak obawiałem się problemów przy ewentualnych aktualizacjach i że jakiś protokół na koncercie mi nie zadziała i wtedy dopiero okaże się, że była aktualizacja przeglądarki.
Aplikacja XR-a jest aktualizowana świadomie przeze mnie, sam muszę dokonać upgrade i właściwie powiem Wam, że od 8 lat nie robiłem żadnej aktualizacji, bo wszystko mi działa znakomicie i boję się wręcz ruszać tego układu, żeby nie narobić sobie jakichś problemów (np. nowsza wersja aplikacji z leciwym już tabletem mogą w którymś momencie odmówić posługi).
Inni producenci oczywiście również mają swoje kompaktowe rozwiązania, nawet osławiony król pluginów studyjnych Waves wypuścił swój „serwer” z możliwością korzystania z niego poprzez dotykowy ekran, więc opcji jest do wyboru do koloru, zależnie od budżetu.
Behringer jest najtańszy z nich wszystkich i sprawdzony w boju i polecam go każdemu, kto pyta mnie o propozycje sprzętowe.
Sterowanie miksera Behringer XR 12
Tu mamy kolejny problematyczny temat.
Sterowanie mikserem oryginalnie pracuje na sieciach WiFi 2,4 GHz.
Miksery mają zabudowany router z małą antenką.
W praktyce, nawet nie próbowałem uruchamiać zabudowanego routera po lekturze forum wsparcia Behringera.
Z mikserami sterowanymi z tableta, bez sieci 5 GHz NIE PODCHODŹ !!!
Zatem w cenę zakupów sprzętowych proszę od razu włączyć dobry router 5GHz.
Mikser wtedy trzeba przełączyć w tryb Ethernet i spiąć go po gnieździe RJ45 z zewnętrznym routerem.
Ja używam wypasionej wersji konsumenckiego TP Link Archer C7, ale sporo kolegów proponuje używać Mikrotik Omnitik 5 (z tego co pamiętam), jest nieco toporniejszy w konfigruracji, ale działa lepiej niż te konsumenckie modele.
Ja poszedłem nieco innym tropem.
Przy małych koncertach stawiam racka na scenie, router przytwierdzam sobie do głośników DJ-a albo do słupa sceny tak, żeby anteny były ponad głowami ludzi.
Sam staję z tabletem wśród publiczności.
Natomiast jeżeli gram na dużym obiekcie, czyli jakaś hala targów albo stadion sportowy, wtedy stawiam racka na scenie i ciągnę od niego skrętkę RJ 45 (mam na bębnie 75 m SSnake z Thomana, taka najprostsza za 300 zł).
Router dzięki temu stawiam sobie w namiocie realizatorów FOH.
Wtedy ja z tabletem jestem blisko routera, a do miksera sterowanie już idzie po skrętce i to sprawdza się wyśmienicie.
Na ważnych sztukach dodatkowo wpinam sobie laptopa po skrętce do routera i odpalam aplikację Behringera XR12 na PC, to w razie gdyby coś ze sterowaniem po WiFi się podziało, albo gdyby tablet odmówił posługi, wtedy mam w sekundę możliwość sterowania miksem z poziomu myszki czy ekranu dotykowego w notebooku.
Kablujemy
Okablowania to najcięższa i najnudniejsza dla mnie część pracy nad case.
Użyłem kabla Klotz, ponieważ na scenach koncertowych, w niskich temperaturach, zawsze był najbardziej elastyczny z przewodów z którymi miałem do czynienia.
Być może nastąpił jakiś progres, ale 10 lat temu Klotz MY206 bił na głowę wszystkie Beldeny i inne wynalazki, które trzeba było połamać po WOŚP-ie, żeby wsadzić do skrzyni.
Złącza od lat u mnie królują tylko Neutriki – niezniszczalne, niezużywalne przy normalnym użytkowaniu.
Tak zostałem wiernym fanem Klotza i Neutrika i jest mi z tym dobrze 🙂
Na potrzeby case musisz użyć XLR-ów łamanych z obrotowymi głowami, ponieważ nie da się poukładać złącz stojąco na prosto do góry. W ogóle oszycie wielu kanałów może być niemożliwe, jeżeli case ma być mały i zwarty. Można ewentualnie pomyśleć o głęboko montowanej szynie bocznej, albo głębokim deklu zamykającym obudowę, który pomieści sterczące wtyczki na tyle głęboko, że nie będzie on wyłamywał wtyków i gniazd miksera…ale to raczej na zamówienie tylko będzie dostępne, ja kupowałem taki seryjny case ze sklepu muzycznego i łamane XLR-y i Jacki idealnie chowają się w obudowie.
Żeby w tylnej części case był duży porządek i tym samym idealna wentylacja urządzeń, wszystkie złączki docinałem praktycznie na wymiar, z kilku centymetrowym zapasem.
Dla ładniejszego poprowadzenia połączeń, zapewne warto wywalić dziurę w listwach łączeniowych, ale moja skrzynia była nieco szersza (w sensie wyższa) niż 4U i mogłem sobie lekko wygospodarować prześwity między slotami urządzeń i listwami montażowymi w taki sposób, że żaden kabel nie jest ściskany, nie jest raniony, w razie potrzeby mogę go swobodnie bez użycia siły przeciągać przód/tył.
No i pozostaje wyprowadzenie złącz sumy miksera
Sugeruję Ci to zrobić na złączkach zewnętrznych, ponieważ będą to najmocniej pracujące w Twoim mikserze połączenia.
Codziennie będziesz wpinał i wypinał kable sumy, podczas gry cała reszta raz opięta przez lata nie będzie wyciągana. Firmy nagłośnieniowe będą dawały Ci różne chińskie końcówki, które mogą zbyt ciasno wchodzić do gniazd w mikserze, potem będziesz je siłą wyrywał na demontażu itd…
Od razu zamontuj sobie wyprowadzone na kabelkach wtyk męski L i R.
Dzięki temu masz za co chwycić kiedy będziesz wypinał kable z nagłośnienia.
Przy montażu i demontażu nikt Ci nie uszkodzi gniazd, nie rozklekota ich.
W niektórych urządzeniach gniazda montowane są bezpośrednio do płyty elektronicznej, więc „wyszarpanie” złącza wiąże się z ryzykiem złamania płyty głównej i być może zakończeniem żywota całego miksera.
Przewody przyłączeniowe zawsze owijamy o rączkę czy jakiś zamek case tak, żeby jakiś nieogarnięty technik, który przypadkowo potknie się o nie, nie wyrwał nam złącz, ale żeby rączka case przejęła energię szarpnięcia…to taki pro tip z pola walki 🙂
Jak to wszystko działa ?
Muzycy na scenie wpinają instrumenty do bodypacków (nadajników) Shure QLXD, przytwierdzonych do paska w spodniach / kieckach.
Sygnał transmitowany jest do „matki” (odbiornika) zamontowanej w naszym case.
Audio z odbiorników trafia na wejścia liniowe miksera Behringer XR12.
Z poziomu aplikacji w tablecie / telefonie /PC /Mac dokonujemy miksu zespołu.
Dźwięk zespołu podawany jest ze złącz MAIN OUT na nagłośnienie główne imprezy oraz do szyn odsłuchowych BUS/AUX (nazwa zależy od producenta).
W moim zespole używamy jednego stereofonicznego toru AUX, dlatego pobieram sygnał z Behringera z wyjść OUT 1 (lewy) oraz OUT 2 (prawy) i wpinam je do nadajnika systemu IEM (odsłuch douszny) do wejść 1 i 2.
Bodypacki (odbiorniki IEM) przytwierdzone są do paska instrumentalistów i podpięte mamy słuchawki, w których muzycy wspólnie ustalają sobie miks proporcji jakie chcą słyszeć.
Wszędzie pracuję na antenach dookólnych.
Do miksera wpięty mam router TP Link Archer C7, który operuje na sieci WiFi 5 GHz.
Z siecią łączę się tabletem Android i za jego pomocą steruję całym miksem.
I chyba tyle filozofii o małym mobilnym sercu nagłośnienia zespołowego.
System jest doskonały w swojej małości, sprawdzony przez ostatnie 9 lat na ponad 600 koncertach.
Do transportu używam małego wózeczka kupionego w sklepie Makro.
Nie chciałem na case montować tej szyny z rączką i kółeczkami, ponieważ nie mieściło by się to dobrze w kombi z walizkami.
Przy transporcie do bagażnika kombi na dół ląduje case, a na niego wlatuje walizka z ciuchami i jakieś tam inne torby. Dzięki sklejce i aluminiowym okuciom wszystko przejechało z nami już kilkaset tysięcy kilometrów i nie doznało żadnego uszkodzenia.
Raport z pola walki
Może jeszcze słów kilka jak wygląda sam event z nami w roli głównej.
Ponieważ mamy swój wypracowany preset, który jest tylko nieznacznie modyfikowany na każdym koncercie, dlatego zdarzało nam się wchodzić bez pełnej próby akustycznej na granie.
Jedynie robiliśmy linecheck i test odsłuchów IEM.
Trzeba wtedy wykonać kilka czynności, żeby być pewnym, że nie położymy sztuki:
- przeskanować eter i wstroić bezprzewody w czyste miejsca eteru, ponieważ nie mamy możliwości usłyszeć na próbie, że coś zakłóca nam bezprzewody (pojawiające się przydźwięki, trzaski czy chrobotania audio)
- sprawdzić na tablecie, czy wchodzą nam instrumenty, kiedy już opniemy wszystkich na backstage
- sprawdzić czy muzycy słyszą się w odsłuchach (zamutować sumę MAIN OUT i odpalić podkłady i pobrzdękać na instrumentach).
Przy zamutowanej sumie miksera wyjścia AUX są nadal otwarte, więc można tak nawet zrobić wirtualną próbę na backstage bez odpalania się na nagłośnieniu głównym imprezy…też tak się zdarzało robić z braku laku - wyzerować EQ na sumie miksera (ustawienia z poprzedniego koncertu nijak nie sprawdzą się w nowym miejscu…lepiej zacząć na płasko i coś dokręcić w trakcie pierwszego utworu, niż zaczynać z niepasującymi ustawieniami.
…no i lecimy na żywca.
Jako profesjonaliści, zawsze ciśniemy organizatora, że musimy mieć próbę akustyczną.
Co wypróbowane – to pewne.
Jednak czasami fizycznie jest to nie do wykonania – na przykład musieli byśmy jechać całą noc, żeby być na próbie akustycznej o 6 rano, skoro konferencja startuje od 8 rano, potem cały dzień siedzieć w restauracji i koncert zagrać dopiero o godzinie 22…niby to nasza praca i nie ma co kręcić nosem, za to kasujemy pieniądze, ale po to właśnie mamy swojego mobilnego case z wypracowanym mozolnie presetem, żeby móc sporadycznie zagrać koncert bez próby i zaoszczędzić energię na zrobienie super show na scenie, zamiast walczyć z krytycznym zmęczeniem.
Jeżeli mamy próbę dźwiękową i wystarczająco dużo czasu na zrobienie pomiarów…
…to był niestety żart 🙁
Nigdy jeszcze nie było wystarczająco dużo czasu dla nas – nieznanego zespołu eventowego, żebym miał dodatkowe 30 minut próby akustycznej przed normalnym ustalonym blokiem 45 minut, gdzie mógłbym sobie wyciągnąć mikrofon pomiarowy, interface audio, pochodzić po sali, zrobić kilkanaście pomiarów…
Wiem, że chciało by się zawsze i wszędzie być mega profesjonalistą, ale po 10 koncertach po prostu przestałem wozić w plecaku system pomiarowy i nauczyłem się robić szybkie korekty na sumie miksera „na słuch”, jak to robiły stare dziady zwane akustykami (zamiast realizatorami).
Nigdy nie jest i nie będzie to idealne rozwiązanie, ale tylko takie metody mogłem wdrożyć, bez spierania się z organizatorami, że inaczej nie zagramy koncertu.
Mały eventowy zespół to nie gwiazda, nie mamy niestety siły negocjacyjnej w takich momentach 🙁
Więc…próbę „na słuch” zaczynam od puszczenia muzyki testowej i dokonania ewentualnych korekt potrzebnych na EQ parametrycznym, wpiętym w mikserze (zainsertowanym) na sumie mojego wyjścia MAIN OUT z Behringera XR12.
Nie używam EQ 31, ponieważ moim zadaniem jest tylko wyrównać brzmieniowo sumę miksu.
Mój preset całości show jest na tyle dopracowany, że zabrzmi bardzo dobrze, albo nawet świetnie 🙂 i tego jestem pewien.
Dużo zabiegów wykonałem przy jego tworzeniu, udoskonalałem go przez kolejne dziesiątki koncertów.
Wszystko to pozwoliło mi poznać instrumenty klasyczne, jak zmienia się ich tembr i wybrzmienie, kiedy w pomieszczeniu zmienia się temperatura i co trzeba zrobić, żeby korygować to brzmienie.
Odpowiednio modyfikowałem też ustawienia efektów itd…cała lista zabiegów, które na tyle utrzymują mi cały miks w ryzach brzmieniowych, że poza jakimś absurdalnym akustycznie pomieszczeniem (katedra czy aula politechniki warszawskiej), najczęściej na sumie wykonuję maksymalnie 4-6 ruchy parametrykami i to mi wystarcza.
Pisze to wszystko nie po to, żeby się chwalić jaki jestem zajebisty bolek i jaki mam świetny preset, tylko żeby uzmysłowić Ci, że to jest właśnie NAJWIĘKSZA MOC Twojego mobilnego zespołowego case…jeśli go poskładasz i wyruszysz w trasę.
Możesz go udoskonalać z koncertu na koncert i testować go w różnych warunkach akustycznych, dzięki czemu dojdziesz do takich ustawień, że można z powodzeniem, bez lęków, grać koncerty nawet wtedy, kiedy organizator nie przewidział dla Ciebie próby akustycznej !
Do testów słuchowych mam kilka ulubionych utworów, reprezentujących różne gatunki muzyczne.
Bardzo lubię testować sound system na metalu symfonicznym, bo taki repertuar gramy na koncercie, jednak żeby nie katować kelnerów przygotowujących salę, mogę potrzebnych korekt dokonać na przykład na Rihannie z rozbudowanymi elementami instrumentalnymi czy innych popowych i jazzowych utworach.
Trzeba je po prostu dobrze sobie osłuchać w domu na monitorach studyjnych.
Jeżeli wiem, że EQ na mikserze firmy nagłaśniającej w trakcie wydarzenia może się zmieniać, wtedy proszę, żeby na mojej próbie i koncercie zrobić bypass EQ i ja dokonuję swojej korekty na własne potrzeby i będę pewny, że po próbie ktoś jeszcze nie zmasakruje EQ na mikserze głównym nagłośnienia tylko dlatego, że sprzęgał mu mikrofon prowadzącego, a ja rozpocznę koncert bez pasma 3-5 kHz.
Następnie montujemy wszystkie bodypacki i wykonujemy 1 czy 2 utwory i na tym kończy się próba 🙂
Stworzenie case koncertowego spowodowało, że montaż i demontaż trwa ok 20 minut.
Pozwala to mojemu małemu zespołowi zagrać nawet 4 koncerty w jednym dniu, z zachowaniem pełnego profesjonalizmu i jakości show.
Wszystkie elementy techniczne jadą z nami na każdy kolejny koncert, a ustawienia zachowuję sobie w formie presetów i przywracam przed koncertem ustawienia dla danego pomieszczenia.
Na wewnętrznej stronie klapy zamykającej wisi lista elementów, które mają znaleźć się w skrzyni, dopóki nie upewnię się, że wszystko tam trafiło, case nie zostaje zamknięty i ja jestem jedyną osobą, która dotyka mojego sprzętu. Bardzo cenię pomoc kolegów z firmy nagłośnieniowej, którzy na eventach nudzą się śmiertelnie i chętnie coś pozwijają, jednak zawsze odmawiam, żeby mieć pewność, że wszystko spakowałem.
Dzięki temu systemowi organizacyjnemu nigdy nie zapomnę o jakimś zasilaczu czy mikrofonie z garderoby zespołowej. Zawsze może zdarzyć się sytuacja, ze zespół pomyślał, ze sobie wezmę mikrofon, a ja pomyślę że wokalistka przyniosła z garderoby i spakowała.
W moim systemie nie ma możliwości zamknąć torby czy case i wyjechać z sali, dopóki graty nie zostaną skompletowane.
Jeżeli masz pytania, wal śmiało w komentarzu.
Nie obiecuję, że odpowiem, niektóre sekrety realizacji muszę zostawić dla siebie, ale to co opisałem jest wystarczające, żeby zrealizować koncert na wysokim poziomie artystycznym.
Nie zamierzam dzielić się presetem czy ustawieniami kompresorów, bo z jednej strony jest to moje „know how”, a z drugiej te ustawienia ciągle się zmieniają.
Pracuję z instrumentami klasycznymi, to jest kompletnie inny świat niż gitara elektryczna i perkusja.
Reagują one brutalnie na zmiany temperatur i wilgotności, co ciągnie za sobą konieczność luzowania lub ściskania kompresorów i dość znaczne zmiany na punktach korekcji. Praktycznie cały koncert polega na modyfikowaniu brzmienia i ściąganiu ich do założonego punktu pierwotnego – żeby skrzypce brzmiały jak skrzypce, ale nie skrzypiły, a wiolonczela nie dudniła i nie nosowała.
Wystarczy nawet, że instrumentalista zmieni markę strun i już częstotliwości Eq zmieniają mi się w stopniu znaczącym. Więc podawanie tutaj korekcji nie ma najmniejszego sensu.
Pozdrawiam i życzę wielu sukcesów w 2022 roku…jak tylko nas odmrożą z cichego lockdownu covidowego…już za 2 tygodnie…przeciągające się na kolejne lata :):):)